Branie odpowiedzialności

Profesor Staniszkis była obecna na scenie zarówno publicznej, jak i akademickiej

Podzielona suwerenność to znaczy lojalność wobec własnej społeczeństwa i lojalność wobec wielu innych społeczności, które rozwijają się oddolnie – mówiła nam z prof. Jadwiga Staniszkis.


[Artykuł pochodzi z pierwszego numeru czasopisma ACADEMIA
– wtedy wydawanego tylko w anglojęzycznej wersji – z roku 2004]

ACADEMIA: Pani profesor, ten numer naszego czasopisma jest poświęcony miastu w jego różnych odsłonach. Wiemy, że jest pani bardzo aktywna w swojej lokalnej społeczności w podwarszawskiej Podkowie Leśnej. Jakie zmiany związane z globalizacją dostrzega pani na poziomie lokalnym?

Profesor Jadwiga Staniszkis: Podkowa Leśna powstała w latach 30. XX wieku jako miejsce będące wspólnotą. Od początku tworzono tu szereg instytucji, a urbanistycznie miejscowość została zaplanowana tak, aby zapewnić również przestrzeń publiczną. Taki model jest coraz bardziej potrzebny i aktualny w globalizującym się świecie. W związku z globalizacją zmienia się przecież koncepcja obywatela. Jego rola przejawiająca się wyłącznie w prawach politycznych maleje, ponieważ role polityki i państwa ulegają gwałtownym przemianom.

Polityka i państwo to tylko dwa z wielu obszarów, które mają wpływ na nasze społeczeństwo. Z drugiej strony rośnie znaczenie obywatelskości w rozumieniu konserwatywnego niemieckiego oświecenia (odmiennego od oświecenia francuskiego). Obywatel jest mianowicie kimś, kto między innymi jest w stanie wziąć konkretną odpowiedzialność za osoby w swoim otoczeniu i manifestuje tę obywatelską postawę, nieustannie oscylując między podporządkowaniem się a godnością. Wreszcie jest to ktoś, kto rozumie, co oznacza podzielona suwerenność, to znaczy lojalność wobec własnej społeczności i lojalność wobec wielu innych społeczności, które rozwijają się oddolnie.

W związku z globalizacją zmienia się koncepcja obywatela.

Jaką rolę może odegrać socjolog czy naukowiec na wyższym szczeblu politycznym? Odegrała pani rolę w formowaniu się Akcji Wyborczej Solidarność (AWS), partii, która w latach 90. utworzyła rząd, na czele którego stanął premier Jerzy Buzek. Jak z perspektywy czasu ocenia pani swoją działalność na wysokim szczeblu politycznym?

Do dziś pamiętam, jak w sierpniu 1980 roku dostałam telefon z Komitetu Strajkowego z prośbą o przyjazd. Moją pierwszą reakcją było: „Nie, nie chcę jechać, bo właśnie teraz o tym piszę”. Nie chciałam być zbyt blisko. Pojechałam tam i zostałam dwa tygodnie. Brałam udział w negocjacjach. Byłam obecna do końca, do czasu podpisania porozumienia między strajkującymi a rządem. Następnie udzielałam się we Wszechnicach Solidarności, czyli wykładach organizowanych w podziemiu. Potem, w latach 90., zostałam „matką chrzestną” AWS – byłam wśród tych, którzy namawiali związkowców do zaangażowania się w politykę. Wierzyłam, że to wniesie niezbędny element „korporatywny” do trudnej polskiej transformacji. Uważałam, że taki mechanizm wydłuży horyzont czasowy decyzji podejmowanych przez pracodawców i pracowników i zbuduje wzajemne zaufanie.

Nie udało się. To był błąd. Ludzie Solidarności wnieśli bowiem metody korporatywne – negocjacje, tajność i partykularne interesy – ale przenieśli je do polityki bezpośrednio, bez tworzenia niezbędnych struktur między polityką a gospodarką. To było złe doświadczenie. Czułam się winna. Teraz wydaje mi się, że najważniejsza jest tak naprawdę działalność edukacyjna, a tym może zajmować się socjolog, zwłaszcza że transformacja jest procesem, a transformacja ustrojowa naruszyła tak zwaną postkomunistyczną racjonalność antropologiczną. Naruszyła poczucie, że działania jednostek, w tym te podejmowane na rzecz budowania kapitalizmu, mają sens.

Lech Wałęsa, Strajk sierpniowy w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, 1980
(European Solidarity Centre, CC BY-SA 3.0 PL, via Wikimedia Commons)

Kapitalizm nie wykształca się u nas tak, jak miało to miejsce to na Zachodzie. Tam proces ten przebiegał stopniowo: zaczął się od działalności drobnych przedsiębiorców, potem doszło do rozszerzenia skali rynku i powstały nowe podmioty. I wszystko to miało sens w skali mikro. Dla nas jest odwrotnie. To tak, jakby do przestrzeni postkomunistycznej „wszczepiono” instytucje, które często wywodzą się z zupełnie innego etapu kapitalizmu. Kolejność liberalizacji okazała się błędna.

Najpierw zajęto się rynkami finansowymi, podczas gdy sfera produkcji została przeregulowana, bo Unia Europejska jest przeregulowana, i to zakłóciło poczucie sensu. Wydaje mi się, że brak zrozumienia tego, dokąd zmierza kraj, jest równie uciążliwy, ponieważ daje ogromne poczucie ryzyka, niepewności i bezsilności, które też są uciążliwe. Dziś socjolodzy czy psycholodzy społeczni mogą pomóc odbudować to poczucie sensu. 

Czy dostrzega pani zatem szczególną rolę naukowców czy socjologów w państwach postkomunistycznych w przeciwieństwie do roli ich kolegów z Europy Zachodniej? 

Myślę, że dziedzictwo inteligencji, które jest czymś innym niż bycie intelektualistą czy profesjonalistą, jest nadal obecne w Polsce, czy też ogólnie w Europie Środkowej, a także w Rosji i na Białorusi. Intelektualizm pociągał za sobą w pewnym sensie dysponowanie wiedzą o wszystkim, choć być może w nieco amatorskim wydaniu, a także pewien obowiązek społeczny. W narodach, które często przez stulecia nie miały własnego państwa, osoby wykształcone miały zakodowany wewnętrzny obowiązek przestrzegania określonych norm kulturowych i norm życia zbiorowego. I to było akceptowane przez społeczeństwo. Osoby z mojego pokolenia i nieco młodsze wciąż funkcjonują w ramach tego etosu. Ludzie znacznie młodsi po prostu chcą już być ekspertami, profesjonalistami.

W obliczu zanikania etosu inteligencji i przestrzegania wspomnianych norm, jaką rolę pani zdaniem mogą odegrać w Polsce osoby młode i wykształcone? Jaki wpływ mogą mieć na modernizację Polski?

Przed Polską stoją potencjalnie bardziej fascynujące i trudniejsze wyzwania niż wykończenie komunizmu, który w tamtym czasie przypominał domek z kart, ponieważ pierwsze decyzje i dyskusje o wycofaniu sił wojskowych z Polski odbyły się w Moskwie w latach 1983–1984. Stąd był to domek z kart, praktycznie bez wsparcia Układu Warszawskiego, i obalenie go nie było wcale takie trudne. Ale dołączenie do światowego systemu z takimi zaległościami, z taką luką, w tym luką intelektualną – to duże wyzwanie.

My w Europie Środkowej zasadniczo nigdy nie doświadczyliśmy nominalistycznej rewolucji intelektualnej. Europa Środkowa, zwłaszcza katolickie i rolnicze państwa jak Polska, pozostała w kręgu niejednoznacznego tomizmu, w zawieszeniu między platonizmem a arystotelizmem. To jest coś, co dziś nie pozwala nam zrozumieć dyktatu formy, czyli innej zasady reprezentacji obecnej w europejskiej polityce. Tam podmiotowość społeczna przejawia się w grach proceduralnych, nie w podmiotowości politycznej. I myślę, że istnieje tu wielka luka, którą mogliby wypełnić (pod względem stworzenia transparentności) absolwenci uniwersyteckich kierunków w dziedzinie nauk społecznych. Po ukończeniu socjologii, ale też historii czy filozofii, młodzi ludzie mogliby wrócić do swoich społeczności, by pracować w lokalnych urzędach czy w administracji, w samorządach lub w placówkach oświatowych. Jest to bardzo potrzebne.

Czy pani studenci, którzy należą do pokolenia mocno skupionego na indywidualizmie, chcą angażować się w działalność polityczną?

Dużo chętniej angażują się w działalność publiczną, nie polityczną. Chodzi tu o działalność publiczną prowadzoną na szczeblu regionów i samorządów, różnych instytucji publicznych. Młodzi mają bardzo krytyczne zdanie o polityce partyjnej i dlatego nie chcą w niej uczestniczyć. W trakcie transformacji pojawiła się formuła przekształcenia kapitału politycznego na osobiste korzyści ekonomiczne. Obserwujemy, że każda partia, która wygrała wybory, upolityczniła państwo w stopniu w gruncie rzeczy skandalicznym ze szkodą dla skutecznego działania. W Polsce obecne są korupcja i niesłychana „mafizacja” polityki, istnieje zjawisko oligarchizacji. To wszystko sprawia, że młodzi ludzie bardzo wyraźnie skłaniają się ku działalności publicznej i pomocy społeczeństwu w organizowaniu się i nie wchodzą w tradycyjnie rozumianą politykę.

Polityka i państwo to tylko dwa z wielu obszarów, które mają wpływ na nasze społeczeństwo.

Czy w polskiej humanistyce można obecnie zaobserwować zmianę pokoleniową? Czy młodzi ludzie chcą się angażować w uprawianie nauki?

Takich osób nie ma zbyt wiele. Przede wszystkim z powodów ekonomicznych. Pamiętajmy, że liczba studentów wzrosła dwukrotnie, a nakłady na naukę spadły. Co więcej, lokalne warunki, biblioteki i infrastruktura uniwersytecka nie są odpowiednie. Poza tym wynagrodzenia w nauce są niskie. Obecnie kluczowym problemem jest jednak proces odnowy kadr. Z powodu trudności ekonomicznych uczelnie praktycznie przestały zatrudniać na etat młodszych wykładowców, a zajęcia prowadzą doktoranci.

Doktoranci są wybierani pod kątem tego, czy są „wszechstronnymi umysłami”, czy są w stanie prowadzić zajęcia w różnych miejscach, na różnych wydziałach itp. Nie są to już ludzie zafiksowani na konkretnym zagadnieniu, zamknięci na świat ani nastawieni na czystą naukę. Ma to negatywny wpływ na jakość nauki. I moim zdaniem mamy ogólnie poczucie, że kiedy osób będących obecnie w wieku około 50 lat już tu nie będzie, w bardzo wielu dziedzinach i zagadnieniach w zasadzie nie będą mieli następców. Nie ma odnowy w całych gałęziach socjologii.

Czy boom edukacyjny, który obecnie obserwujemy w Polsce, i jakość wykształcenia Polaków przekładają się później na lepsze możliwości na rynku pracy?

Prywatne firmy konsultingowe poszukują osób z umiejętnością myślenia systemowego. Na przykład wiele firm doradczych zajmujących się problemami ekonomicznymi czy instytucjonalnymi zatrudnia inżynierów specjalizujących się w elektronice, cybernetyce czy systemach. I sądzę, że jeśli nauki społeczne w pewnym sensie nie przejdą rewolucji, to czeka je stagnacja. Przez rewolucję mam na myśli to, że nauki społeczne będą interesować się w mniejszym stopniu tradycyjną metodą badania opinii i przejdą do analizy struktur lub tego, co ludzi ogranicza, przy czym przyjmą bardzo nowatorskie podejście do kwestii kultury, postrzeganej nie jako system wartości, lecz bardziej jako struktury poznawcze.

Z moich badań wynika, że decydujące jest to, jakie założenia leżą u podstaw istnienia i postrzegania świata. To właśnie odróżnia na przykład strategie instytucjonalne w Azji od tych w postkomunistycznych państwach Europy Środkowej. Sądzę, że polska socjologia zmienia się zbyt wolno. Dokonała skokowego postępu w czasach Solidarności, ponieważ stanowiło to wyzwanie. Ale za mało zmienia się w odniesieniu do kolejnego wyzwania, czyli wprowadzenia postkomunistycznych peryferii do globalnego świata.

Rozmawiała Karolina Garztecka-Shapland
Warszawa, 2 sierpnia 2004 roku

Wóz konny z transportem żywności dla strajkujących wśród tłumu pod Bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej im. Lenina, sierpień 1980 (European Solidarity Centre, CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons)

Wersja drukowana tego artykułu ukazała się w angielskojęzycznym numerze 4 (4/2004) popularnonaukowego kwartalnika „Academia: Magazyn Polskiej Akademii Nauk” [ściągnij pdf].

Prof. Jadwiga Staniszkis

Pracowała w Instytucie Studiów Politycznych PAN oraz na Uniwersytecie Warszawskim. Zajmowałą się socjologią polityki, sowietologią i socjologią organizacji. Jako jedna z liderek protestów studenckich na Uniwersytecie Warszawskim w 1968 roku została aresztowana i oskarżona o zorganizowanie wiecu. Została wyrzucona z uczelni, ale wróciła na nią w 1981 roku. W sierpniu 1980 roku uczestniczyła w negocjacjach z władzami na zaproszenie Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej. Była autorką licznych książek, m. in: Patologie struktur organizacyjnych (1982), Poland’s Self-Limiting Revolution (1984), Ontologia socjalizmu (1988) oraz Postkomunizm: próba opisu (2001).

Branie odpowiedzialności
Przewiń na górę